Natalia Romaniuk o nędzy obrazu wirtualnego
O nędzy obrazu wirtualnego
19 grudnia 2017

Spojrzeć oczami Beksińskiego

Natalia Romaniuk Spojrzeć oczami Beksińskiego

Natalia Romaniuk - Spojrzeć oczami Beksińskiego

 

SPOJRZEĆ OCZAMI BEKSIŃSKIEGO

Pierwsze moje bliskie zetknięcie z takim ogromem twórczości Zdzisława Beksińskiego nastąpiło w Muzeum Historycznym w Sanoku. Zupełnie nieoczekiwanie, bo nie planowałam odwiedzenia tego miasta. Miałam jednak okazję, aby zobaczyć ponad 600 prac tego, przez jednych znienawidzonego, a przez innych ubóstwianego, artysty, za co jestem ogromnie wdzięczna moim trzem cudownym kolegom, którzy mnie tam zabrali.

Od razu się przyznam, że mój stosunek do jego twórczości był ambiwalentny, być może wynikał z braku dostatecznej wiedzy na temat ogromu jego dzieł, być może z zaklasyfikowania go do tej sfery twórczości, który nie leży w kręgach moich zainteresowań. A może ani jedno ani drugie, tylko z braku możliwości obcowania z jego dziełami na żywo.

Nie muszę tutaj tłumaczyć, jak niewiele oddaje reprodukcja znaleziona w internecie, o wątpliwej jakości, będąca raptem cieniem prac danego artysty. Zmodyfikowany kolor całkowicie odbiegający od oryginału zmienia charakter dzieła. Nie ma już związku ze swoim pierwowzorem. Odseparowany od swojego źródła staje się jakimś marnym cieniem.

Zainspirowało mnie to zjawisko, powielenia obrazu w sieci, utraty swojej wartości, rozprzestrzenienia, modyfikacji, złego skadrowania, które jest powielane w nieskończoność, tracąc na swojej jakości. Tymczasem oryginał bezpiecznie zamknięty w przestrzeni galeryjnej oczekuje na spotkanie z nieobecnym odbiorcą. Kto bowiem ma okazję dotrzeć do Sanoka? Miejsca tak oddalonego na mapie, by przeżyć przygodę z oryginalnymi pracami Beksińskiego.

Wirtualność zaczyna coraz bardziej dominować w przestrzeni dyskursu o współczesnym obrazie. Ciekawym elementem wystawy były ożywione obrazy artysty techniką VR (Virtual Reality), które nabrały jeszcze większego znaczenia. Znalezienie się w przestrzeni ich przedstawienia, pomimo jeszcze ciągle kiepskiej technologii, budziło coś na kształt grozy a jednocześnie fascynacji. Trudno było wręcz określić ten moment styku dwóch skrajnych emocji. Możliwość rozejrzenia się wokół, zbliżenia do przerażających postaci, wejścia w podziemne korytarze, pozostawił uczucie dziwnego niepokoju oraz masę pytań. Skąd tak bujna wyobraźnia u tego artysty? Czy może połączenie z innymi wszechświatami pozwoliło mu zajrzeć do tamtych przedstawień? Niektóre obrazy wyglądają bowiem jak portale, bramy przejścia do innych wymiarów. A istoty z jego obrazów przekraczają granice ludzkiej wyobraźni. Nie da się tej twórczości zamknąć w żadnych ramach. A próba klasyfikowania, jako nurt fantastyki, ciągle wydaje się zbyt słabym argumentem.

Ku mojemu zadziwieniu, ta twórczość, która mnie irytowała, obrzydzała momentami, czy wywoływała niesmak okazała się hipnotyzująca, nie tylko ze względu na motywy, lecz przede wszystkim ze względu na głębie malarską, technikę wykonania oraz niesamowite nasycenie barw. Bogactwo materii malarskiej, specyfika nakładania farby na płaską powierzchnię deski, siatka cienkich linii, z bliska będąca kakofonią kolorów, z oddalenia łącząca się w trójwymiarowe wręcz kształty, wprawiała w osłupienie. I zachwyt nad możliwościami manualnymi artysty oraz nad wypracowanymi metodami malarskimi.

Nie pokuszę się o dogłębną analizę jego twórczości, bowiem nie jestem specjalistką w tej dziedzinie. Raczej pragnę wyrazić swoje subiektywne odczucia. Swój zachwyt nad niektórymi kompozycjami, motywami, pomysłami, zestawieniami kolorystycznymi. Nie wiem, który obraz wywołał największe emocje i który z nich dotknął głębi mojego człowieczeństwa, lecz bez wątpienia ostatni obraz, ukończony w dniu jego śmierci, odbiegający motywem od całej reszty, zatrzymał mnie na dłużej… Wiedząc jak zginął obraz tym bardziej wydał mi się mroczny.

Wniosek jest jeden, obrazy są po to by z nimi obcować, a nie je reprodukować. Nawet, jeżeli trzeba przebyć pół Polski, to doświadczenie bycia w przestrzeni obrazów Beksińskiego, jest warte włożonego w to trudu.

dr Natalia Romaniuk

Komentarze są wyłączone.