Natalia Romaniuk #SMILE cz.1
Smile cz.1
14 grudnia 2017
Natalia Romaniuk słucham siebie
Słucham Siebie
16 grudnia 2017

Smile cz.2

Natalia Romaniuk #SMILE cz.2

Natalia Romaniuk - #SMILE cz.2

 

SMILE! #SMILENATALIAROMANIUK część druga

1.

„LUDZIE SIĘ LECZĄ PATRZĄC NA CIEBIE” Anna Manna Poznańska

Takie słowa otrzymałam od jednej z obserwatorek projektu. Niezwykle mnie ucieszyły, bo projekt mimo, iż jest swoistym autoportretem, bardzo osobistym procesem autoleczenia, oswajania własnej „gęby”, to zakłada zaangażowanie innych, współtworzenie go, współdziałanie. Chęć dzielenia i mnożenia wspólnego doświadczenia może wreszcie znaleźć swoje ujście. Idea wyjściowa autora zanika i przetworzona zostaje na poszczególne akty twórcze jednostek. W tym momencie dochodzi do rozszerzenia znaczenia projektu. Każda osoba bowiem wkłada swoją intencję. Projekt staje się więc zbiorowym oswajaniem własnego wizerunku, leczeniem blokad, często na najgłębszych poziomach. Staje się autoterapią.

Ponadto staje się wspólnym dziełem, bez autora, posiada jedynie prowodyra w mojej postaci. Dochodzi do „śmierci autora” w rozumieniu Rolanda Barthes’a. Istnieje dzięki sieci współtwórców. Zintensyfikowanie ilości działań na Facebooku, Instagramie, Messangerze, nie miało na celu atakowanie w dosłownym sensie moją osobą, lecz przypominanie. Projekt nie zakładał również namawiania i nagabywania ludzi. To ma być ich decyzja, zgoda na przełamanie wewnętrznej niechęci i wszystkiego co jest z nią związane. Projekt ma więc dwa oblicza. Jedno zakładające codzienny akt twórczy w postaci jednego mojego publikowanego uśmiechu oraz próba włączenia odbiorcy w tę grę znaczeń.

2.

TAK NIEWIELE A TAK WIELE

Filmowanie własnej twarzy stało się dla mnie z dnia na dzień coraz łatwiejsze. Doszło do momentu, kiedy była to dla mnie zabawa z testowaniem własnych granic, na ile mogę odsłonić siebie, ile „twarzy” z twarzy mogę pokazać? Jaki kolor szminki nałożyć, czy zupełnie z niej zrezygnować? Czy istnieje gotowość, aby odnotować stan po całym dniu pracy? Czy frustracje odbijają się tak samo, jak dzień wcześniej, a może nieco łagodnieją wraz z trwaniem projektu? Czy wszystkie krzywizny twarzy, takie znajome, takie nielubiane stają się akceptowalne? Czy rodząca się miłość własna jest początkiem zbudowania nowej siebie? Uśmiechanie się do siebie, jak do starego znajomego stało się szybko nawykowe. Uświadomiło, jak niewiele trzeba zrobić dla siebie, aby zrobić naprawdę wiele. Za ile rzeczy można być wdzięcznym, choćby za samą zdolność wykonania tego banalnego gestu spięcia mięśni. Wymuszony, czy nie, ale jednak uśmiech powoływany do życia cyklicznie, za każdym razem daje radość istnienia.

Często było to działanie w bólu, wbrew sobie, z niechęcią, która po przełamaniu skutkuje rozwojem. Codziennie pozbywamy się czegoś ze swojego życia, nagromadzonych, w procesie tworzenia siebie, śmieci. Poddajemy się nowym pomysłom, ideom, wzorcom. Podążamy za nowymi nurtami pozostawiając za sobą to co stare. Projekt SMILE częściowo inicjuje ten proces we mnie, stając się jego integralną częścią. „Stare wzorce po prostu zanikają. Ten proces można dojrzeć nawet gołym okiem i we wszystkim, co nas otacza. Planeta się przekształca nie zostawiając poprzedniego swoje-go obrazu. Giną gatunki, a na ich miejsce pojawiają się nowe. Stare konstrukty mentalne odchodzą w przeszłość, aby już nigdy nie powrócić. Dziecko zmienia się dosłownie z każdym dniem, a jego oblicze z ginie bezpowrotnie”. (Między chaosem a świadomością: Hiperfizyka, Joanna Rajska, Jacek Czapiewski, Monika Rajska, Gdynia 2012, s.182). Codziennie odrzucamy stare struktury, niepotrzebne wersje siebie, konstrukty swojego starego „ja”. Czy warto więc tkwić przy bólu, który był wczoraj? Czy warto się z nim utożsamiać? Uśmiech ma być formą wyzwolenia z tego co było. Za każdym razem tworzy nas na nowo. Niepowtarzalny w swej zwyczajności, zawsze nowy, będący kolejnym otwarciem, zapowiadającym kolejne doświadczenie.

3.

WYMIENIŁAM WSZYSTKIE MOJE MASKI NA NOWE

Projekt SMILE, to również proces odzierania siebie z masek. Codziennie zakładanych. Zwracam je światu, oddaję, pokazując siebie, bez narzucania się i bez zbytniej estymy. A każdy akt odwagi wykazany przez odbiorcę, staje się początkiem autonaprawiania. Dając codzienny przykład swoim działaniem, zachęcam do wykonania do siebie uśmiechu w lustrze. Nie musi on nawet zostać udokumentowany. I tak z tyłu głowy odbiorca ma wkodowaną moją roześmianą „gębę”. Ona nie atakuje, ona przypomina. Uparcie. Bez ustanku. Codziennie. Oto jestem i się do siebie uśmiecham. Jaka jest twoja decyzja na dzisiaj?

4.

NIE MA W TYM NIC ZŁEGO

Nie ma nic złego w nielubieniu swojej twarzy. Nic zdrożnego w braku akceptacji swojego profilu, wystającej brody, dużego nosa, zbyt małych ust... (odpowiednie wstaw). Czy w końcu odgórnie zostało ustalone, że musimy ją lubić? Jaka dyrektywa nakazuje nam kochanie swojego oblicza? Żadna, więc tym bardziej nie musimy się z nią „przyjaźnić”.

Wnikliwa obserwacja tego „nielubienia” wskazuje na ciekawe wnioski, a dokopanie się do genezy może być zaskakujące. Odsłonięcie esencji swojej istoty rodzi poczucie zrozumienia dla siebie i do siebie. Skoro już przejawia się przeze mnie raz piękno a raz brzydota, kicz miesza mi się z elegancją, kobiecość z męskością, skoro jestem zarówno jednym, jak i drugim, może łatwiej byłoby odpuścić sobie wszelkie kategoryzowanie i przyjąć status quo. Bez zbędnej estymy, nieudolnych prób „pokochania siebie” i akceptacji. Czy nie łatwiej jest wszelkie dywagacje na swój własny temat zwyczajnie puścić? Przekierować swoją uwagę i skupić się na wrażeniach ciała, w tym wypadku twarzy. Słońcu na policzku, a nie na narzekaniu na niedoskonałości cery. Wilgoci we włosach, a nie na liczeniu siwych włosów prześcigających się z odrostami. Na smaku marchewki w rosole, czy kminku między zębami. Na łaskotaniu włosków w nosie i chęci kichnięcia.

Ciało, w zabawny sposób daje nam sygnały swego istnienia. Płata drobne psikusy, wymyśla niewyobrażalne figle, a my puszczamy je niezauważone. Poświęcenie im odrobiny uwagi, pozwala spojrzeć na swoje ciało na nowo. Odczuć je, tak jakbyśmy się właśnie narodzili. Wejść z nim w dyskusję, czy zabawę uświadomienia sobie bogactwa odczuć, jakimi zostało ono obdarzone. Albo pójść o krok dalej i zobaczyć czym jest tak naprawdę bycie w ciele.

5.

UŚMIECH OTWIERA, CZY ZAMYKA?

Zaistniał niezwykły incydent psychologiczny. Znajomy usunął mnie ze swojego Facebooka, ponieważ mój uśmiech stał się dla niego irytujący. Nie mógł już znieść mojej roześmianej gęby. Nie podjęłam prób tłumaczenia mu zaistniałego zjawiska skoro nie zadał sobie wystarczającego trudu, aby je zbadać. Powierzchownie odebrał powtarzający się akt uśmiechu, jako chęć zwrócenia na siebie uwagi. Czyżby miał rację? Jak każdy artysta zapewne i ja mam w sobie nutę egotyzmu. Nie odcinam się od tego. Ważniejsza jednak jest dla mnie intencja, którą wkładam w ten projekt. Każdy nadesłany prze odbiorcę uśmiech pokazuje mi, że warto trafić choćby do jednego odbiorcy. Bo czy uśmiech może zamykać serce?

6.

UDAWAĆ RADOŚĆ

Przychodzą dni, kiedy uśmiech po prostu nie chce się pojawić, mimo usilnych prób „wywołania go do tablicy”. Wykrzywia on wtedy twarz w dramatycznych konwulsjach i nawet jeżeli efektem finalnym będzie coś na kształt roześmianej twarzy, to w całości efekt jest karykaturalny. Często widoczna jest ta walka wewnętrzna. Moje kąciki ust drgają, jakby miały się zaraz wygiąć, w dobrze mi znaną podkówkę, a z oczu miał popłynąć fontanna łez. I te mini sekundy bycia jeszcze w smutku, muszą zamienić się w radość. Czy można się bowiem smucić z uśmiechem na ustach?

Znajomy udzielił mi bardzo cennej rady, kiedy popłynęłam na fali marudzenia, a która pokryła się z ideą mojego projektu. Powiedział: „SPRÓBUJ PRZEZ TYDZIEŃ UDAWAĆ RADOŚĆ!”. Proste? Bo czy można udawać radość?

7.

NIE ODPUSZCZĘ ANI TOBIE ANI SOBIE

Dbam o mój projekt SMILE, jak tylko potrafię. Pielęgnuję go, jak kwiatki w ogródku. Wydzieram okruchy czasu, w natłoku obowiązków i zajęć. Zdaję sobie sprawę, jak bardzo staje się to dla innych uciążliwe. Codzienny post na stronie, agitacja w grupie oraz mój uśmiech na Messengerze. Już pojawiła się pierwsza ofiara projektu. Znajomy Włoch opuścił grono moich „facebookowych przyjaciół”, bo stało się to dla niego „irytujące”. Uśmiecham się do niego codziennie w duchu, żeby rozproszyły się chmury jego irytacji i mógł nadal cieszyć się pięknem życia. Może pójdą w jego ślady następni. Może już poszli, tylko o tym jeszcze nie wiem.

Bardzo więc cenię dialog z odbiorcą. Komentarze, lajki oraz uśmiechy umieszczane w grupie SMILE. Dzielenie się swoimi spostrzeżeniami w prywatnych wiadomościach, które często są zapowiedzią, uśmiechu mającego się pojawić publicznie na grupie, świadczy tylko o tym, że uśmiech działa. Potrzebne jest zburzenie ostatnich blokad i wewnętrznej niewygody. A codziennie wykonane małe kroki w tym kierunku (uśmiech do siebie w lustrze, do nieznajomego na ulicy, do współpracownika, do sąsiada), wkrótce zaowocują przełamaniem ostatniego bastionu wewnętrznego oporu. Tym, którym się udało, mimo ciemnych chmur w sercu, wyszli wzmocnieni. JA TOBIE ANI SOBIE NIE ODPUSZCZĘ!

8.

WEWNĘTRZNY KRYTYK

Co się w odbiorcy pojawia, kiedy słyszysz zachętę do udziału w projekcie i nagranie swojego uśmiechu? Standardową reakcją jest odmowa. Po tym pojawia się szereg argumentów wskazujących, na to, że nie jest fotogeniczny/a i że naprawdę dla dobra ludzkości będzie lepiej, jeżeli nie ujrzy ona jego/jej roześmianej twarzy. A przecież codziennie każdy z nas się uśmiecha. I nie zastanawia się nad efektem „wizualny”. Jest to naturalny akt w odpowiedzi na sytuację. Czasem uśmiechamy się też do siebie, do ludzi wokół i do całego świata. Dzieje się to tylko wtedy, gdy jesteśmy w tzw. „dobrym nastroju”. Trudność polega na tym, by być w nim cały czas, nawet gdy zaciągają się chmury nad głową. To moja decyzja, czy wchodzę w negatywność, czy pozytywność.

Nagranie siebie powoduje pewien dyskomfort, bowiem musimy zobaczyć, to co zazwyczaj widzi odbiorca. Tutaj pojawia się problem, bo włącza się tak dobrze znany autokrytyk, wewnętrzny komentator, który zaczyna podsuwać najdziwniejsze, niezgodne z prawdą argumenty. Przez lata pracowicie budowane, skrzętnie gromadzone opinie innych na nasz temat lub wypracowane przez nas samych kompleksy. Czasami trudno doszukać się ich źródła, jest bowiem tak stare, że pamięć o nim została dawno zatarta.

A gdyby tak zadziałać wbrew temu wszystkiemu? Wbrew złemu nastrojowi i wbrew opinii wewnętrznego krytyka? Uśmiechnąć się najzwyczajniej do samego siebie. Zachęcam!

9.

UŚMIECH WYSŁANY UKRADKIEM

Skoro mój uśmiech rozjaśnia moje serce, to co dopiero czyni Twój. Istną rewolucję!

Zdarza się czasem, że ktoś podeśle mi w prywatnej wiadomości, taki nieśmiały uśmiech. Tylko dla mnie, mający dać mi wsparcie, w tym projekcie. Banalnym, dla jednych, głębokim dla innych. A może nie będącym ani jednym ani drugim. Może sytuującym się gdzieś poza wszelkimi kategoriami. Może ważnym tylko i wyłącznie dla mnie samej.

Niejednokrotnie rodzi się w głowie prywatnie, po co mi ta monotonna akcja, powtarzanie tej samej czynności. Czy aby w ogóle mieszcząca się w obrębie działań artystycznych, a może będąca czystym ekshibicjonizmem? Krytyka, ocenianie, szkalowanie, podśmiewanie się, ale też wsparcie, zrozumienie i współodczuwanie, to wszystko czego doświadczam zarówno od wewnątrz, jak i z zewnątrz. Sama jestem dla siebie największym katem i krytykiem w jednym. Banalny projekt, a ile prawdy ujawnia o nas samych.

Ten wysłany ukradkiem, nieśmiały uśmiech, który jeszcze nie miał odwagi zaistnieć publicznie, rozjaśnia moje serce. Sprawia, że rosnę. Wszystko nabiera sensu. A wszelkie moje działania są działaniami bez wątpliwości. JEDEN TWÓJ UŚMIECH, CZYNI CUDA W MOIM ŻYCIU. Co może uczynić w takim razie twój uśmiech skierowany do siebie samego? Do swojego serca?

10.

POZWÓL UŚMIECHOWI WYBRZMIEĆ

Znajomy napisał do mnie z nietypową prośbą, za którą mu z serca dziękuję. Poprosił, aby mój uśmiech mógł nieco dłużej wybrzmieć, aby się nie ucinał tak gwałtownie, abym pozwoliła innym pobyć z nim nieco dłużej.

Czy nie jest tak w życiu, że nawet momenty radości, kończymy, bo dzielą nas od przeżywania kolejnych przyjemności, które czają się tuż „za rogiem”? Jak trudne wydaje się doświadczanie chwili obecnej w pełnym jej majestacie? Jak karkołomne wydaje się wytrwanie w momencie odczuwania przyjemności, radości, ukojenia, bo przecież za moment trzeba być gdzie indziej, coś już robić, dokądś zmierzać. Ta nietypowa prośba uświadomiła mi, że pozwalając sobie doświadczyć w pełni tego momentu, kiedy uśmiech rozchyla moje usta, sprawia, że jego smak staje się zupełnie inny. Pojawia się uważność. Coraz częściej zaczynam rozumieć czym ona jest.

11.

NIE PRZESTAWAJ

Zrozumiałam, jak ważny jest pierwszy uśmiech pojawiający się na naszej twarzy. Wyraźny, szczery, z głębi serca, z wewnętrznej potrzeby obdarowania siebie, najważniejszej osoby w naszym życiu, tym co najpiękniejsze już od pierwszych minut rozpoczętego dnia. Miękkością wlewającą się do naszego wnętrza wraz z jego objawieniem się na naszej twarzy. Wystarczy go poczuć, a jeszcze lepiej zobaczyć. Uśmiech pomimo wszystko: złego samopoczucia, deszczu za oknem, trudnego dnia przed sobą. Uśmiech, który będzie nam towarzyszył w każdej minucie. Rozpoczyna dzień, po to, aby zawsze o nim pamiętać. Tym bardziej, gdy coś nie idzie po naszej myśli. To wybór. NIE PRZESTAWAJ SIĘ UŚMIECHAĆ!

dr Natalia Romaniuk

DOŁĄCZ:

Puść w świat swój niepowtarzalny uśmiech. Nakręć filmik, wrzuć na grupę, dodaj hashtag #smile-nataliaromaniuk, zaproś znajomych do podzielenia się dobrą emocją i obserwuj, jak nasz wspólny projekt rośnie:

https://www.facebook.com/groups/1442292692508173/

POLAJKUJ mój projekt i śledź moją determinację:

https://www.facebook.com/smilenataliaromaniuk/

DAJ SOBIE I ŚWIATU UŚMIECH!

(wszelkie prawa autorskie zastrzeżone przez Natalię Romaniuk)

 

Komentarze są wyłączone.